sobota, 5 marca 2011

nabyłem drogą kupna

książkę
niby standard
znaczy wg mnie, bo zdarza mi się to raczej regularnie
(mało narodowy jestem widać, bo zdaje się, że to takie powszechne nie jest; ba, nie tylko nabywanie, ale nawet czytelnictwo przygodne; niektórym nie zdarza się nawet do książeczki do nabożeństwa zaglądnąć, zresztą po co? i tak wszystko wiadomo, a jak nie wiadomo, to zawsze znajdzie się jaki biskup czy inny proboszcz, albo ojciec dyrektor, i wyjaśni)
ad rem, czyli wracając do naszych baranów

OBOK albo ile procent Babilonu?
mr makowski, Michał Szymański i wielu, wielu innych

fotka chyba z allegro
zastanawiałem się trochę nad nabytkiem, bo autorzy wzięli sobie na warsztat własne doświadczenia, a wtedy, gdy oni zaczynali owe doświadczenia zbierać (ew. planować), mogłem już sobie śpiewać, gdybym potrafił: где моя юность, где мой ресторан?
wrażenia różne
może dlatego, że do końca lektury jeszcze daleko, albo nawet dalej
podejrzewam jednak, że największy kłopot z tym, że brak podzielności uwagi cierpię
nie jest może jeszcze sytuacja skrajna, jak w przypadku prezia Forda Dżeralda, który podobnież, jak żuł gumę, to już chodzić nie mógł, ale blisko jestem
publikacja tymczasem jest niezłym popisem typograficznym (chociaż drukarnia chyba się przynajmniej w paru miejscach edytorsko rozjechała - trzeba mieć niezłe oczy, żeby literki poskładać, może zresztą to kwestia papieru, który za bardzo albumowy nie jest)
czytać trzeba na kilku planach jednocześnie
najlepiej mieć oczy na słupkach i przyswajać obraz równolegle obiema półkulami (przecięcie spoidła to jednak środek zbyt radykalny)
a to dopiero początek moich kłopotów, bo książka ma strukturę dosyć nielinearną
znaczy, wg autorów treści są ułożone na pewno w kolejności określonej, mnie jednak bardziej kojarzy się to z eksperymentami cortazarowskimi, przy czym tamten dawał dodatkowo receptę, w jakim porządku poznawać poszczególne rozdziały, tutaj porządek trzeba sobie samemu ustalić
nadmiar (kurtkanawacie) wolności
że nie ma klasycznego początku, klasycznego końca (wstęp, rozwinięcie, zakończenie), że trudno uporządkować narrację, to nic dziwnego
podejrzewam, że w takim paczłorku, złożonym z rozmów, cytatów, wyimków z blogów, byłoby to bardzo trudne
dobrze, że coś takiego się ukazało
sporo fajnych wypowiedzi, niektóre komentarze kapitalne
muli mnie jednak cholernie dużo
- raz, że ograniczenie terytorialne - najwięcej Warszawy oczywiście, chyba ze względu na lokalizację głównego machera, trochę wybrzeża, a reszta to jak cię mogę
- dwa, że ograniczenie czasowe
wiem, że teraz młodzież później dojrzewa, ale jednak niezły kawał świata zauważa się przed dwudziestką (nawet, jeśli się głupio zauważa)
tutaj, na dobrą sprawę, wszystko rozpoczyna się na początku lat osiemdziesiątych, a przecież gros wypowiadających się to pięćdziesięcio- i sześćdziesięcioparolatki
(wiem, wcześniejsze wstawki też są, ale większej wagi nie mają)
- trzy, że króluje punk i rege, wcześniej to tylko bigbity byli
(dobra, wychwyciłem, że zauważone zostało istnienie dżazu i paru kapel do bigbitu i mgm nie zaliczanych)
- cztery, jak oni wszyscy prostestowali i byli wbrew
cholerna nowość, jakby kiedykolwiek ktokolwiek chciał się od razu do dziadów upodobnić (i wszystko z poprzedniego pokolenia by pasowało)
dobrze przynajmniej, że protestanctwa politycznego i martyrologii niewiele - dziwnym trafem najbardziej prześladowani byli ci, którym jakoś płyty udawało się wtedy nagrywać, do środków musowego przykazu dostać...
- pięć, i to chyba jest najgorsze: tego całego grania, które w książce jest najbardziej 'obgadywane', nie da się dzisiaj po prostu słuchać
dziwna rzecz, ale wielu rzeczy z początków punka, chociaż bardziej tych post-punkowych, mogę dzisiaj słuchać bez negatywnych sensacji, a tych naszych oryginałów za żadną cholerę
wtedy zresztą też się nie dawało
pewnie palców obu rąk by starczyło dla policzenia kawałków zdatnych do czegokolwiek (a i z tymi byłby fest kłopot, bo jak mieli pomysły, to ze śpiewem kruchutko)
znaczy na trzeźwo i bez wpływu
pod wpływem to (z własnej autopsji pamiętam) nawet Czerwone Gitary grające Don't Let Me Down wywoływały wzruszenie
niektórych wykonawców reggae też słucham bez bólu (choć Bogiem a prawdą tyle samo ich w kuntry znajdę)
ale tych naszych?
babilon nie spłonie, woda w ortalionie - za cholerę nie wiem, czy autor odnosił się do rodzimych produkcji, ale jako komentarz to może być
a w ogóle najlepszym wg mnie komentarzem (znalazłem w tej książce) jest porównanie poziomu naszych kapel regałowych z kapelami niemieckimi, wypadające dla nas niezwykle pozytywnie
zupełnie na poważnie
pyszne!

ale dosyć tego czepiactwa (charakter taki, upierdliwy tetryk)
czyta się to dobrze, czasami aż miło się na sercu robi

11 komentarzy:

makowski pisze...

uff... ;)

Unknown pisze...

nie ma co wzdychać, panie M, to najprawdziwsza prawda, czyta się że hej! :)

staryPank i Może (słuchać) pisze...

co się nie da słuchać jak się da
to nie filharmonia ;o)

makowski pisze...

jak się robi Foty = to nawet nie wolno słuchać; bo sie (by) Ręka trzęsła (= od – parzystego – rytmu; a w tym: oklaskow Zachwyconej Ludzkości).
no to ja nie słuchałem; to się nawet nie mogę znać (= na panku).

joe255 pisze...

ja to nie mogę wychwalac, żeby się makowi w głowie nie poprzewalało... Pomimo zamysłu Autora (-ów) nie podoba mi się ten pocketowy styl, bo się na oglądactwie traci

tyciuni pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
tyciuni pisze...

@(mr)makowski
cieszę się, żeś Pan do końca dotrwał :-)
@Andrzej
wprawdzie w książce sporo o etniczności (najczęściej rozlewiście, znaczy szeroko i płytko), ale czy aż na 'hej' to się kwalifikuje? (tu miał być emotikon, lecz obawiam się Kredowego P., który starszył wycinaniem)
@staryPank,comoże
nie da się! wiemcogadam - specjalne zatyczki sobie sprawiłem, nawet w fiłarmonii działają
@joe
z chwaleniem to kłopot jest - jakiś czas temu dostałem info, że recenzja z książki pewnej pani się ukazała, zrobiona przez inną panią: miażdżąca! a chciała dobrą napisać
...fajnie, że recenzji nie pisałem

makowski pisze...

tak, z tym „szeroko a płytko…"
to dokladnie (imo) Dzisiejsze Czasy.
no, cena demokracji. masz [Edukację" (tzw. powszechną) -- to trzeba później pisać tak, cobylud („Lud") zrozumiał (= kupił.)
a i tak Dystrybutor mówi, że to Książka awangardowa – i sukcesu kasowego -- nie przewiduje…
(a Pan mnie, że „płytko"… no, Rzesz[a] popkultury… no, wstawie sobie emotikon, coby głęboko; ale taki: sprytny: bez obrazka. a co!?! sie umie, ale sie tego -- nie mowi, bo ;–)

Kuszelas pisze...

@makowski
o etno pisałem, a właściwie o tym, że wielu rozmówców używa tego pojęcia jako wytrycha
a że rozlewiska się robią, to nawet przytyk nie był (chociaż charakterologicznie by pasował, nawet z zakrętasem): trudno się kombinuje z towarzyskiej paplaniny (przepraszam!) - nawet, jeśli ona nie przy piwie - jakieś pogłębione studia (zresztą nie takie zamierzenie było - tak sobie kombinuję, że bardziej szło o to, by atmosferę przywołać, albo coś w tym guście)
sukces kasowy - no tak, z tym kłopot, skuteczniejszy skok na bank - książki nie ma jak reklamować, ani Dody, ani Rubika, braci Mroczek też nie ma... (za cholerę zresztą nie wiem, kogo by trzeba było tam wstawić - parę lat temu bym powiedział, że trzeba było zęby zagryźć i odwołać się do intymnych pre-wspomnień tej z różowym jednorożcem :-D )
p.s. emotikona z obrazkiem nie umiem

makowski pisze...

kolega Grześ B. już sprzedał 20 tys. książki o Cejrowskim… (a zamiarują: 50…)
-----------
a pozatem: z Resztą 100% (no, 98% zgody ;–)

Kuszelas pisze...

zara
cejrowski to waryjat
inna kategoria
(chociaż też bym chciał)