Przede mną rozbłysło jaskrawe światło migające opalizującymi odcieniami, jasne jak księżyc w pełni i twarde jak lód. Światło przybrało kształt połyskliwych schodów, które prowadziły od końca pirsu ku burzy przetaczającej się po niebie.
Zrobiłem krok i postawiłem nogę na najniższym stopniu. Utrzymał mój ciężar. Stanąłem na przezroczystym bloku księżycowego blasku, nad wzburzonymi falami jeziora Michigan.
- Och - wyrwało się Fiksowi.
- Idziemy po tym w górę? - spytała Meryl.
- Wuf - powiedział wilkołak Billy.
- Póki jesteśmy młodzi - powiedziałem i zrobiłem następny krok. - Chodźcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz