piątek, 29 czerwca 2007

Babilon nie spłonie, woda w ortalionie

Wrocław ma od jakiegoś czasu sporego pecha do działaczy kultury (kaowców?) różnej maści i zatrudnienia. W związku z tym trafiają się tu koncerty wykonawców, których spokojnie można określić mianem wziętym z Bułhakowa - jesiotr drugiej świeżości.
Mogłoby to być. Zawsze to jakiś postęp w porównaniu z szansonistkami dla ludu ("ja jestem Jadzia, znana z Podwala"), tylko że określa się to mianem występu gwiazd i wydarzeniem.
Stooges, nawet jako emeryci, to jeszcze jest kawałek historii i jako ciekawostka obleci, ale Izrael od samego początku nadawał się do słuchania właściwie tylko po uprzednim poważnym upaleniu.

4 komentarze:

Anna Sobaczewska pisze...

No, pamiętam ten falsecik - płoonie Babilon, płonie.
To oni jeszcze grają?
No najwyraźniej.

W moim ogrodzie, gdzie czas leniwy,
kojącą strugą ...(coś tam) ugości...

Ależ on jednak fałszował okropnie.

Kuszelas pisze...

no, to akurat to Daab
ale reszta się zgadza ;-)

Anna Sobaczewska pisze...

Ooo, faktycznie.
To był Daab.
Sorry, sorry, każdy się może pomylić.
A Izrael to był z Brylewskim, tak?

Kuszelas pisze...

zdecydowanie z Brylewskim
a pomylić się zawsze można i każdy może (chyba, że saper, bo konsekwencje jakby poważniejsze)