wtorek, 29 maja 2007

kopara opada

     Opada, ale wcale nie z powodu przebrzmiałej już informacji z Gdyni, gdzie to jakiś koparkiewicz (?), zużywając jedno piwo na kilometr hulał po ulicach (i raptem wypił dwanaście piw - też mi osiąg - nie ruszając się z miejsca, potrafię spożyć więcej, choć z kiepskim skutkiem)
     Powody są ździebko inne. Media zwariowały.
     Pewnie, że to bylejaka konstatacja, bo tym zwariowaniu gada się już od zamierzchłych czasów; teraz jednak idzie nie tylko o tzw. oficjalne media, ale o jakieś zakręcenie nawet blogosfery - rzucamy się na jakieś w miarę atrakcyjne po wierzchu materiały i międlimy to, ile wlezie.
     Fakt, że koalicja rządząca nam co i raz podrzuca różne smakowite kąski (a i opozycja dłużna nie pozostaje), wypada jednak się zastanowić, czy te wrzutki nie są celowe, tj. czy w realu nie idzie o coś zupełnie innego, bo taka myśl co i raz mi się nasuwa.
     O co idzie np. ze sprawą takiego Mąciora. Po jaką cholerę zajmować się tym, czy jemu śmierdziało kiedyś z gęby, czy nie. Dla niektórych osobników on jest guru i tego się za skarby nie zmieni. Dla tych zaś, dla których on jest jakimś tam doradcą jakiegoś ministra, być może ważniejsza byłaby informacja, że to taki trochę bylejaki profesor - karnista publikujący w zasadzie tylko recenzje z jakichś świntych książek i nic więcej, i to od wielu, wielu lat. (Inna rzecz, że takich profów jest jakby więcej, czego przykładem miłościwie nam panujący. Z nim zresztą coś się chyba dzieje. I to dzieje się coś złego. Żeby przez prawie dwa miesiące docierało do niego, że mu żonę obrażono... Niezłe. Tak to wygląda mniej więcej jak staw, kiedy doń kamień wrzucić - te kręgi na wodzie tak się rozchodzą, rozchodzą... a zanim do brzegu dotrą...).
     Sprawa Miodka odżywa. Już się nie mówi, że był tajnym agentem, ale że pisał opinie dla cenzury. Pewnie pisał, być może komuś tym pisaniem mógł zaszkodzić. Ale skoro cenzorów nikt się nie czepia, to czemu się czepiać jakichś tam pomagierów. Może dlatego, że ci pierwsi mogą się teraz przydać. Poprzycinanie jednego z odcinków "Małej Brytanii" jakąś przesłanką za tym jest. Swoją drogą, trochę to śmieszne, kiedy się tnie, a w sieci od razu można znaleźć porównanie oryginału z wersją ocenzurowaną. Śmieszne, ale też i straszne, bo większość elektoratu aktualnej koalicji się o tym nie dowie, a jeżeli się dowie, to i tak będzie zachwycona.
     Kapuściński agentem. Jakby nie był agentem, to by nikt o nim nie słyszał. Ilu było bardziej od niego utalentowanych, genialnych, pełnych pomysłów, może nawet godnych Nobla, gdyby coś mogli zrobić. Ale nie mogli, bo odrzucili srebrniki, nie poszli na współpracę z komuchami, płatnymi zdrajcami, pachołkami rosji, nie sprzedali się. Milczeli, by nie legitymizować narzuconej dyktatury, okupacyjnego reżymu, i to milczenie i siedzenie gdzieś cichutko (i oliwienie od czasu do czasu wirtualnego kałacha zakopanego w ogródku) jest dziś ważniejsze niż wszystko, co udało się spłodzić jakoś tam umoczonym w komunę. Taka jest dosyć powszechna ocena - smutne tylko, że to w większości (jeśli idzie o tych starszych) to byli tak głęboko zakonspirowani twardzi patrioci, którzy te swoje pochowane od wojny obrzyny powyciągali dopiero, gdy w tiwi usłyszeli meldunek jakiegoś niewielkiego osobnika o wykonaniu zadania. Fajnie jest też, kiedy jakiś pacan wypisuje sobie zupełnie od czapy, że Kapuściński donosił na kolegów, brał za to kasę i kłamał przez całe życie. Za cholerę nie wiem, czy w tym coś jest, ale skąd rzeczony pacan o tym wie? Oficerem prowadzącym był? Inny (a może ten sam) - przyznając się, że nic R.K. nie czytał - wypisuje, że to esbecja zrobiła z Kapuścińskiego autorytet, a może to nawet on sam uznał się za autorytet moralny. Jak komuś do łba może przyleźć, że autorytet można nadać. Jakiś tam formalny pewnie tak, ale moralny?
     Gdzieś w tych okolicach lokują się też twierdzenia, że Lem, Miłosz, Kapuściński czy Szymborska to chwilowa moda. Pewnie nie tylko oni, bo minister oświaty sięgnął ostatnio po Gombrowicza i od razu odczuł złe skutki takiej lektury (przydałoby się śledztwo, jacy wrogowie takie miazmaty podrzucili). Dla niego złe, ale czego się dla ojczyzny nie robi i z miejsca zaproponował, by w szkółkach zamiast tego polakożercy Dostojewskiego nakazać czytanie tatusiowego koleżki z pron-u, czyli Dobraczyńskiego.
     Jakiś czas temu kolosalna afera z piratami od napisów. Zamykanie portalu, tupanie jak cholera, liczenie strat, jakie ta działalność przynosi (nota bene liczy się tak jak zawsze, tj. kiedy się złapie na placu chłopaka z kilkoma płytami z Photoshopem albo Acrobatem, to się to mnoży przez cenę sklepową i mamy stratę - tak jakby każdy, kto parę razy w życiu miał użyć takiego programu, leciał od razu kupować) i większość klaszcze zachwycona. Przecież to złodziejstwo... Nazywajmy rzecz po imieniu... Areszt... Pięknie, ten pan już nigdy niczego nie przetłumaczy. A jakoś mało kto się zastanowił nad tym, że dosyć popularne są u nas np. filmy z kopanką-po-gębach, których jakoś nikt nie zamierza sprowadzać na nasz ryneki  i tłumaczyć. W sprzedaży oficjalnej też trafia się trochę tytułów, gdzie ani polskich napisów, ani lektora nie uświadczysz. I co z tym? Komu tu się jakieś prawa podbiera?
     A w ogóle, to po jaką cholerę gadać o prawie, jeżeli jedna z podpór wzmożenia moralnego, czyli Endrju ma gdzieś wymiar sprawiedliwości i oświadcza to publicznie. (Młodszy bliźniak jakoś nie oświadcza, ale na to samo wychodzi).
     Na to znowu nałożyło się wyznanie starszego bliźniaka, że nie ma konta, by ktoś mu czegoś złośliwie nie wpłacił. Ciekawe skąd te obawy? Znaczenie dobrej wiary w polskim prawie cywilnym upadło zupełnie? Ja to zawsze w dobrej wierze biorę, tylko jakoś nikt dawać nie chce.
     Zbyniu Niszczarka przeżył załamanie nerwowe, kiedy się okazało, że Kwaśniak cieszy się większym zaufaniem. I musiał zacząć sobie reperować humor - stąd niezbędne było oglądanie na wszystkie strony jakiegoś zegarka. Skąd zegarek, za co zegarek, czyj zegarek, od kogo... nic nie wiadomo, wiadomo tylko, że ex-prezio (walczący o demokrację, ciekawe z jakim przymiotnikiem) jest jakoś w sparwę zegarka zamieszany.
     Jakieś zupełne zepsucie poza tym zapanowało.
     Nic, tylko cały czas geje, porno, seks...
     Najpierw jakiś facio o ksywce kawusia zaczął tropić degeneratów na basenach. Degenratów odróżnia odróżnia od innych (jak się zdaje, tych normalnych), że trzymają się za ręce. Przynajmniej się dowiedziałem, dlaczego za handshakingiem nie przepadam.
     Dalej, szefowa sejmowej komisji rodziny i praw kobiet zapodała, że należy zabronić pokazywania w tiwi filmów, w których pojawiają się bohaterowie homoseksualni. Wsparła ją w tym od razu (niedo)rzecznik praw dziecka, stwierdzając że wcześniejsze rozpoczynanie życia płciowego prowadzi do homoseksualizmu. Przebiła ją chyba pani doradzająca ministrowi oświaty, wg której homoseksualizm to takie samo uzależnienie jak od internetu czy zakupów, a w ogóle to tylko taka moda czy zabawa.
     Zaraz potem znowu pani (niedo)rzecznik wykręciła kolejny numer (poprzedni, ten z listem do B16, jakoś przeszedł bokiem) i zaczęła tropić Tinky-Winky, bo ma trójkątną antenkę i damską torebkę. Co mnie to obchodzi, że została podpuszczona. Głupota powinna być karalna - przynajmniej od pewnych stanowisk. Zresztą to nie o teletubisie idzie, bo dla tej (...) - co wylazło w tym samym wywiadzie - sam fakt ekstrawaganckiego ubierania się jest mocno podejrzany (a już do szkoły taki osobnik nie powinien mieć wstępu).
     Łyżwa płaci za sondaż, który ma dać odpowiedź, na ile wzrosły mu notowania skutkiem seksafery.
     Jakiś głupek w CBA popisał się wyobraźnią (kształconą pewnikiem na archiwalnych zeszycikach z serii "Tygrys" albo "Sensacje XX wieku") i nadał kryptonim "Mengele" sprawie doktora Garlickiego (ten pan już nikogo nie zabije). Jakieś wyjątkowo obrzydliwe horrendum, ale innego wzmożeniowca moralnego, ex-szefa tiwi Bronka W., bardzo ta sprawa rozbawiła. Poczucie humoru gdzieś z okolic gry w piegi (jeżeli ktoś nie wie, to przepis mogę przekazać, ale uprzedzam, że to śmierdząca rozrywka).
     Deputowani kłócą się, gdzie powiesić (?) świeżą patronkę naszego parlamentu. Dlaczego w państwie przecież jeszcze niewyznaniowym organ władzy ustawodawczej ma mieć jakiegokolwiek patrona, nikt się nie zastanowi.
     Jakiś przygrubawy fajans w sukience modli się o zakaz handlu w niedziele. I jest to traktowane poważnie.
     I tak dalej. Dzieją się jakieś takie idiotyzmy.
     A gdzieś tak bokiem przelatują rzeczy cokolwiek ważniejsze.

reszta...

poniedziałek, 28 maja 2007

dym i wstyd

przeklejka z Revelsteina
jakiś czas temu dałem tu linka do wywiadu z Janem Nowickim, z którego niedwuznacznie wynikało, że "rządzą nami pojeby",
o wyczynach pani (niedo)rzecznik praw dziecka też już napomykałem,
komentarze chyba więc zbyteczne:
"Cały czas jakiś dym i wstyd z tymi pisimi synami. Kaczyński premier nie ma konta, Szczygło minister nie ma komputera i nie bardzo potrafi się nim posługiwać, Gosiewski oprócz tego że nie ma wzrostu, nie ma też samochodu i nie umie go prowadzić, Kuchciński nie ma wyobraźni, zaś jeden z koalicjantów nie ma umiaru w piciu wódki, drugi za grosz nie ma umiaru w paplaniu co mu ślina na ozór przyniesie. Można by tak w nieskończoność wymieniać niedoróbki, jakie Bóg poczynił płodząc ród pisi i koalicyjny. Jednym słowem, tak jak w każdej fabryce zdarzają się partie wadliwego towaru, tak i stwórcy zdarzyła się tandeta. Na nasze nieszczęście nie zadziałała kontrola techniczna i cały ten szajs rządzi teraz nami. Najgorsze zaś jest to, że owe niedorobione towarzystwo, z wadami genetycznymi i technicznymi, próbuje wmówić nam, że to oni są okey, nie my. I znaczna część normalsów z takim rozumowaniem się zgadza.
W ostatnich dniach kolejnym Everestem głupoty okazała się być (nie po raz pierwszy) pani Sowińska, czyli rzeczniczka praw dziecka, która wątków homoseksualnych dopatruje się w popularnym wśród dzieciaków serialu Teletubisie. Jest nieco mała oryginalna, bowiem parę lat temu podobne argumenty podnosił już jakiś amerykański pastor, czy inny kościelny pojeb. W każdym razie pani Sowińska chce zakazać publicznej telewizji emisji tego zbrodniczego serialu. Zresztą telewizyjna ramówka Urbańskiego, a wpierw tego Wildsteina, coraz bardziej układa się w jakąś logiczną całość. Jest permanentnie tępiona z pedalstwa i to z takim zapałem, że nawet zakazano pokazywania wyścigów kolarskich. Bo chcąc nie chcąc w transmisji musi paść słowo pedał, poza tym zaś wystarczy popatrzeć jak ci cykliści wyglądają. Ogolone nogi, obcisłe majty, pod nimi małe dupki frywolnie wystawione, no i te jaja odciśnięte z przodu pod lycrą. Skandal, prawda? Niechybnie ukryta forma promocji zachowań homoseksualnych. Więc jeśli ktoś wątpi w prawdę sformułowaną na początku, ma tu dowody, a pozostałych niechaj sobie poszuka. Nie wymaga to wysiłku. Na każdym rogu ulicy spotkać można jebniętego pisiora, który potwierdza swym wyglądem, zachowaniem i myślami, że Bóg nie jest nieomylny, a do tego jeszcze jest złośliwy i niesprawiedliwy. No, ale jak sobie Bóg pościele, tak się wyśpi."


i jeszcze apdejt
za późno zauważyłem - popatrzcie sobie na gadanki pod kreską u galopującego majora
w głowie się przewraca
człowiek czytał, oglądał... mało tego, dzieciom pozwalał...
z tym jest chyba gorzej niż z hard core porno - sędzia Potter Stewart nie potrafił co prawda zedfiniować, ale chwalił się, że kiedy widzi, to wie, że to jest to



i jeszcze jeden (dzisiaj coś wolno czytam):
na
SpieprzajDziadu kiedyś zrobili ankietę z pytaniem, z jakimi bohaterami bajek kojarzą się na świetlani bliźniacy - na 12 tys. odpowiedzi 51% wskazywało na Teletubisie
może więc coś w tym jest, co twierdzi rpd

reszta...

niedziela, 27 maja 2007

zaskoczyli mnie


nie słuchałem, bo kiedyś odniosłem wrażenie, że to nic nie warte
i trzeba się do pomyłki przyznać
album Korna - MTV Unplugged jest całkiem niezły
pewnie, że to nie ekstraklasa, ale do słuchania jak najbardziej

reszta...

piątek, 25 maja 2007

postępy techniki są przerażające (porażające?)

każdego daje się zlokalizować za pośrednictwem GSM mobile phone tracking system
tutaj link na ich stronę
jest nawet wizualizacja na mapie

reszta...

obowiązek

odcinamy!!!
...na stronie znalazły się koszulki juwenaliowe z nadrukiem w formie nagrobka, zawierającym treści obraźliwe i wykraczające poza ogólnie przyjęte normy etyczne. Wyłączenie internetu było wyrazem dezaprobaty kierownictwa uczelni wobec studentów za tego rodzaju żart. Zadaniem uczelni jest wychowywanie inteligencji, władze mają obowiązek zwracać uwagę studentom na niewłaściwość ich zachowania...


reszta...

środa, 23 maja 2007

siechodzi, siewidzi


reszta...

logo jest ważne


reszta...

nam się tylko przytrafia

na o2 albo na jakimś innym portalu trafiłem na informację z badania opinii publicznej "w temacie" palenia cygaretów i spożywania etanolu pod różnymi postaciami,
wyszło na to, że pijemy najrzadziej w UE
jeżeli to prawda (choć wygląda to bardziej na kaczkę - przepraszam - dziennikarską), to znaczy, że gdy już zaczniemy, to nadrabiamy
i - jak zwykle w naszej historii - znosi nas na szlak walki i męczeństwa

reszta...

czy głupota nie powinna być karalna?

Jakiś Spitfire (prawdopodobnie bezpośrednio po walnięciu dziobem w glebę) - oczywiście z salonu24, który coraz bardziej zaczyna się upodabniać do listy dyskusyjnej z onetu - wypuścił z siebie pomysł na rozwiązanie kwestii niskiego przyrostu naturalnego w naszym pięknym kraju. A pomysł jest prosty jak konstrukcja cepa - emerytury rodziców mają być wypłacane ze składek wypłodzonych przez nie dzieci. Pomysł w zasadzie starych lotów - babkę do komórki, a i instytucja dziadów proszalnych z pewnością by nam zapewniła, jeżeli nie zwiększenie zainteresowania turystycznego, to na pewno jakieś nagrody na konkursach fotografii dokumentalnej.
Po jaką cholerę składki, tego już podniebny-inaczej liotczik nie wyjaśnił.
Fajoska jest reakcja czytelników - właściwie tylko Walpurg zareagował negatywnie - i niepotrzebnie, bo próby przekonania przekonanych, to zawracanie Wisły kijkiem - ale on jest człowiekiem poważnym (serio, serio) i to pewnie z tego powodu.

reszta...

siechodzi, siewidzi


reszta...

wtorek, 22 maja 2007

śladami Ciccioliny


Tania D. - szefowa partyjki NEE (NIE), takiej kanapowej (to słowo chyba tu bardzo pasuje) organizacji - zachęca w ten sposób do głosowania na siebie w najbliższych wyborach do belgijskiego senatu.

Więcej szczegółów na jej stronie, gdzie m.in. tłumaczy, jak zamierza dochować wyborczych obietnic.

reszta...

poniedziałek, 21 maja 2007

no nie ma już przyzwoitości

jakiś czas temu, gdy ETPCz wyrok w sprawie pani Tysiąc wydał, na wspominanym tu często, prawackim salonie24 (wyłączywszy oczywiście parę czy parenaście osób tam pisujących) bluzgi leciały aż miło...
nie, miło, to nie jest dobre sformułowanie, nawet gdy się ma do tej pani stosunek ambiwalentny...
i wszystko było w porządku, bo to była wolność słowa
ale kiedy w Angorze - to taka dziwna gazeta (lub czasopismo), która zajmuje się tylko przeklejkami z innych - na okładce ukazało się zdjęcie pani Radosz opatrzone komentarzem pozwólmy kobietom wybierać, od razu ci sami się odezwali, że nie ma już przyzwoitości

reszta...

czy mnie to musi obchodzić?

Informacja na pierwsze strony - Kapuściński był agentem.
Poruszenie. Niektórzy przypominają, że było to wiadome od początku, od momentu, gdy Koszerna się o nim dobrze wypowiadała, że JKM (ale nie "mość" tylko "mikuś") też to odgadł w niebo spoglądając. Inni łaskawie przyznają, że świństw wielkich nie narobił.
O co tutaj chodzi? Czy rzeczywiście to taka kolejność?
Lojalki czy podobne kwity są dosyć starym wynalazkiem i pojawiają się zawsze, gdy u władzy albo przy władzy znajdzie się ktoś absolutnie i dogłębnie przekonany o własnej racji, albo ktoś, kogo myślenie o autorytaryzm zahacza.
Jakieś domaganie się podpisu od kogoś, czyja chata z kraja, raczej nigdy w rachubę nie wchodziło. Odnosiło się za to do tych, którzy jakoś się wychylili, pojawili się zbytnio na widoku, mieli jakieś egzotyczne (z punktu widzenia władzy) znajomości itd. Jedni odmawiali podpisu, inni nie. Tych innych było jakoś dziwnie więcej. Może dlatego, że wyobraźnia im lepiej pracowała niż bohaterom, może dlatego, że akurat żadnej alternatywy dla siebie nie widzieli, może dlatego, że uważali, że nieważne jest, co się podpisuje - jakoś to wymuszone, więc wystarczy palce przy uroczystości podpisywania skrzyżować, a dalej zachowywać się przyzwoicie, może wreszcie - bo i tacy byli, i było ich sporo - sercem, duszą, ewentualnie kieszenią byli za władzą podpisu chcącą.
Poza ostatnim przypadkiem, tj. wspomnianą kieszenią, nie potrafię nikogo z pozostałych ocenić tak z miejsca, apriorycznie, negatywnie. Nawet tych popierających z jakichś pobudek ideowych paskudny reżim. Wina jest zawsze zjawiskiem indywidualnym, wydaje mi się więc, że najpierw trzeba stwierdzić, czy ta wina w ogóle jest i na czym ona ma polegać.
Tymczasem w przypadku Kapuścińskiego sytuacja jest jakby odwrócona (i wcale nie idzie mi o to, o co się wścieka na swoim blogu Andrzej F. Kleina, czyli o jakąś idiotyczną akcję proklamowania autorytetów - rzeczywiście autorytet można zadekretować, ale chyba tylko podobnie jak autorytet wielkiego językoznawcy). Jest agentem, bo coś podpisał, bo pisał jakieś raporty z podróży i guzik nas obchodzi, co w tych raportach było. I to jest dla mnie kompletna paranoja.
Nie mam zamiaru odwoływać się do twórczości autora Cesarza (choć nie ukrywam, że jego pisanie uważam za znakomite) - stawiałbym go bowiem w rzędzie (uczciwszy rzecz jasna proporcje) innych wyrobników pióra. Usprawiedliwianie dokonaniami literackimi działań odbywających się na zupełnie innym polu przypomina mi sytuację z przełomu lat 81-82, kiedy to Wojciech "Stara-baba-hyc-hyc" Żukrowski czy Janusz "Kurwa" Przymanowski wysławiali zalety ówczesnego gwiazdora srebrnego ekranu (jakby ktoś nie pamiętał - to taki smutny osobnik w ciemnych okularach a la Pinochet, pojawiający się zazwyczaj z muzyką Szopena w tle) i wywoływali tym dysputy w stylu: "ależ to świnie...", "ale dobrze piszą..."
Nie tędy droga - to zupełnie inne obszary działalności.
Co zrobił?
Co rzeczywiście złego zrobił?
To są pytania zupełnie niezbędne.


A Jotesz z Chamopola nie ma racji - plugawe hieny już jakiś czas temu się pojawiły.

reszta...

niedziela, 20 maja 2007

Cierpiący PISowiec

Niejaki Rybitzky, jedna z gwiazdek salonu24, wysmażył tekst Krew popłynie ulicami?
I zapodał tam takie zdanie: "Mimo młodego wieku obserwuję polskie życie polityczne dostatecznie długo, by stwierdzić, iż język używany w publicznej debacie osiąga pewną niebezpieczną granicę. Otóż jest to punkt, gdzie słowa stają się tak mocne, że poza nimi zostają już tylko kije i kamienie".
Cóż, trudno się z tą konstatacją nie zgodzić. Tak rzeczywiście się dzieje. Tyle, że rzeczony PISowiec chyba cierpi na oczy, bo przesłanką dla niego była akurat wypowiedź Kwaśniaka w prasie włoskiej. A na dodatek przywołał jeszcze Bronka, Dyżurnego Grubasa i oczywiście Adasia M. Bo oni "depersonifikują". No pysznie, wygląda na to, że PISowiec cierpi też na uszy i w życiu swojego szefa nie słyszał.
Właściwie to jeszcze można się z tego śmiać, ale nie wiem jak długo, bo podsumowanie jest dosyć zdecydowane - otóż "wiele osób traktuje rząd Kaczyńskiego jako ostatnią deskę ratunku dla kraju", a PiS "może nie pogodzić się z jego (ewentualnym) upadkiem" (skąd my to znamy? władzy raz zdobytej, nie oddamy!). "Niewykluczone więc, że po ostrych słowach przyjdzie pora na czyny. (...) Zamiast gadających głów przemówią brukowe kostki i połamane ławki". Znając chęć weszpolskich łysoli koalicyjnych do rozróbek, wielce prawdopodobne jest, że jakieś pisiory coś podobnego kombinują.
To zresztą nie pierwszy pomysł Cierpiącego (zatwardzenie umysłowe to zdaje się dosyć powszechne schorzenie wśród zwolenników bliźniaków). Parę dni temu (Precz z komucho-solidaruchami!) wysłał mnie na zieloną trawkę, jako i wszystkich urodzonych przed 1970 r. Sam pewnie się urodził w 71 i stąd chyba graniczna data z ustawy lustracyjnej nie mogła się ostać.
I tak winien mu jestem wdzięczność, że nie na Sołowki (to chyba ze względu na ten stan wojny), ale z drugiej strony, to o emeryturze nic nie wspominał, a w naszym klimacie na korzonkach i jagódkach długo się nie pociągnie. Ciekawe, jak do takiego pomysłu odniesie się wierchuszka PiS-u? Dla bliźniaków i paru jeszcze innych (Peron, Cymes, Kuchcik, Kamasz, Honorowy Akowiec...) można by było jakąś ustawę epizodyczną stworzyć, w myśl której czas by jakoś inaczej biegł, ale co z resztą?

reszta...

njusłik donosi

Niezłe to określenie. Rzeczywiście donosi.
Podobnież Mącior, bliski współpracownik niejakiego Zbynia Niszczarki, był współpracownikiem esbecji.
Jakoś mi się nie chce wierzyć - z takim nazwiskiem? żeby to jeszcze była ksywka operacyjna, to bym zrozumiał. A tak to on bardziej pasuje do anegdoty, jaką pasjami raczył swoich studentów jeden z profesorów (wtedy docent marcowy, ale krótko) wrocławskich. A szło o stan wyższej konieczności i obecność na jednej tratwie wspomnianego profa i tegoż Mąciora - i niestety ten ostatni kończył w morzu jako dobro niższej wartości.
Dwie bzdurne uwagi: 1. profesor z jedną książką na koncie (a i z resztą publikacji słabiutko), 2. dosyć skwapliwe potwierdzenie agenturalności Mąciora przez Zolla i Ćwiąkalskiego - co ci karniści się tak nie lubią? na jednej uczelni (akurat tylko tę znam) to nawet na siebie donosy pisali.

reszta...

bidaka

"...jestem bardzo zaskoczony, bo jestem pierwszym ministrem spraw zagranicznych Cypru, który gości w Polsce... i nie wiem dlaczego"
Ale sukces dyplomacji jest!
Sukcesów zresztą mieliśmy ostatnio więcej.
Najpierw się dowiedzieliśmy (od rzecznika MSZu, Roberta Szaniawskiego), że Ania Sfotygowana dostała z Moskwy zaproszenie do złożenia roboczej wizyty, ale... nie skorzystała. Dzień później starszy bliźniak zapewniał, że zaproszenie wcale nie zostało odrzucone, tylko nie ustalono jeszcze jego terminu. To prawdziwa dyplomacja - powiedzieć tak, by nikt nic nie wiedział. Czeski film, przynajmniej wrogowie nic nie skapują.
Jeszcze troszkę później ta sama Ania stwierdziła, że Rosja odrzucając ze wstrętem nasze świnie, wypowiedziała nam wojnę. I tu mnie już (qrva) strach obleciał, bo złodzieje u żłobu to jedno, ale pojeby u władzy to niestety już zupełnie co innego.
Na marginesie: ciekawa wypowiedź (z którą się w 100% zgadzam) na temat "lepszy złodziej czy wariat" na blogu u Makowskiego.

reszta...

spóźniony drobiazg

Spóźniony, bo jakoś wcześniej nie trafiłem, a wydaje mi się to ważne.
Sarkozy, obejmując urząd prezydenta (pewnie nie w czasie samej uroczystości, ale jakoś w okolicach), oddał hołd ludziom poległym w obronie Francji.
Na razie w porządku, nic nowego, tak trzeba.
Tyle, że w trakcie tych obchodów został odczytany list siedemnastoletniego komunisty Guy'a Moqueta (napisany do rodziców w przeddzień rozstrzelania go przez hitlerowców), a na dodatek Sarkozy - którego o prokomunistyczne ciągoty trudno posądzać - zaproponował, aby ten list był obowiązkowo odczytywany na początku roku szkolnego we wszystkich liceach Francji.
I tutaj się nasuwają dwie refleksje, obie niewesołe.
Pierwsza jest pochodną okoliczności śmierci tego chłopaka. Otóż został on rozstrzelany razem z innymi (w sumie pięćdziesiąt osób) w odwecie za rozwalenie przez ruch oporu jakiejś trochę ważniejszej szyszki hitlerowskiej. A przydarzyło mu się to dlatego, że rząd Vichy, który był trochę komuchów tamtejszych przymknął, przekazał ich szkopom, by sobie przypadkiem z "uczciwych" Francuzów nie dobrali. Takich odwetowych strzelanek w trakcie okupacji mieliśmy skolko ugodno i bardzo trudno byłoby kogokolwiek wyróżnić.
Druga natomiast jest skutkiem usuwania komunistycznych pamiątek, a w szczególności zmian nazw ulic. Kiedyś zdarzyło mi się mieszkać w takiej okolicy, że jak wybierałem się jakieś zakupy zrobić, to przełaziłem przez ulicę Hanki Sawickiej, i w którymś momencie ta nazwa zniknęła. Podobnie stało się z nazwą parku, przez który też zdarzało mi się czasem przejść.
Jest to dla mnie dosyć intrygujące. Po pierwsze, ktoś taki jak Hanka Sawicka nigdy nie istniał - jest to wymysł literacki, a walka z postaciami książkowymi jest dla mnie trochę śmieszna. Pierwowzór istniał, i owszem, i nawet się nazywał: Chana Szapiro, a "lewe" papiery miała na nazwisko Krystyna Sawicka. Po drugie, faktem jest, że od początku wojny współpracowała z organizacjami o proweniencji socjalistycznej (ale to jej chyba ujmy jeszcze nie przynosi, raczej przeciwnie - że w ogóle chciało się jej cokolwiek w ruchu oporu robić, a nie jako żydówa cichutko jak mysz pod miotłą siedzieć), faktem jest też, że trafiła do pepeeru, a nawet została szefową młodzieżowej przybudówki tej partii i to zbłądzenie dałoby się jako minus wpisać. Ale rzeczoną szefową zdążyła być raptem sześć tygodni, bo na skutek cynku (zauważacie jakieś paralele?)wpadła w łapki gestapo i nie przetrzymała przesłuchania. I wreszcie po trzecie, skoro prawacy (nie będę ich nazywał prawicowcami, bo to dla tych ostatnich obraźliwe) co chwilę obwiniają niejakiego Adama M. za czyny jego brata, to może powinni być konsekwentni (a to oni najbardziej gardłują za usunięciem symboli komunizmu). Dlaczego o tym piszę? Otóż rzeczona Chana Szapiro i Stefan Kisielewski byli rodzeństwem przyrodnim. I jeżeli Kisiel od jakiegoś czasu jest właściwie na ołtarze wynoszony, to może niech trochę dobra z niego skapnie.

reszta...

poprawność polityczna


Duży Romek, zwany nie wiedzieć czemu koniem (te są jak najbardziej w porządku), postanowił skończyć z agresywną agitacją wstrętnych pederastów.

Podobno to niepolityczne stwierdzenia.

Szanowni krytycy, trzeba tu jednakowoż wyróżnić kilka płaszczyzn dyskursu:

1. określenie "pederaści" - właściwie bardzo niewinne, jeszcze do niedawna było w powszechnym obiegu, podobnie jak Murzyn czy Cygan ("graj piękny Romie" jakoś mi przez gardło nie przechodzi, a kim był Bambo zupełnie nie wiem); gdyby chciał być mało poprawny, to pewnie by użył zupełnie innych słów - język polski jest dziwnie pod tym względem bogaty: pedał, ciota, cwel praktykujący, parówa...

2. "wstrętni" - to jest stwierdzenie ocenne, pewnie też w jakiś sposób kwalifikujące, ale jednak prawdopodobnie oddające szczere odczucia; być może jest tak, że dla niego wyszystko jest wstrętne poza smokami (smoczkami?), koalicją i młodzieżą wszechpolską (zwaną trafnie weszpolakami), przy czym w tym ostatnim przypadku nie bardzo jednak wiadomo, w którym odłamie gustuje w większym stopniu: czy w tych "ładnych chłopakach", czy w tych spoconych łysielcach?

3. "agresywna agitacja" - u krasnosrulków, nie powiem, są kłopoty - ze względu na wszechobecne brody, zaloty polegają przede wszystkim na dyskretnym sprawdzeniu płci - ale i tak nie przypominam sobie, bym padł kiedyś ofiarą agresywnej agitacji. Być może za rzadko odwiedzałem do tej pory przybytki specjalnie do tego się nadające typu plebania, kić czy jednostka wojskowa we Wcieraniu Dolnym. Jest jednak bardzo możliwe, że idzie tu o zalegające w głębokich pokładach mądrości ludowej zdarzenia, zachodzące w łaźni zbiorowej, zawsze wtedy - jak wieść gminna niesie - gdy ktoś mydła nie pilnował.

A na poważnie: dureń i nie ma się czym zajmować!

reszta...

środa, 16 maja 2007

Wersal pełną gębą

Aktualny sojusznik i podpora rządu PiS, niejaki Endrju ("uczciwy" przestępca, jak sam stwierdza) zapowiadał, że Wersal się skończył.
Jak wszystkie zapowiedzi tej koalicji i ta spełzła na niczym. Trudno dzisiaj wskazać kraj, w którym tak często i powszechnie elity przepraszałyby się wzajemnie z taką częstotliwością i zapałem. Jak Polska długa i szeroka - bon ton, kajania się, ą..., ę... bułkę przez bibułkę...
A to Józiu Brzytwa za opluskwianie swoich kumpli, a także za złe oceny efektów liftingu u dam z towarzystwa.
A to Wojciech "Śniący o pedałach" Wierzejski przeprasza Piotra Zawrotniaka, szefa lubińskiego SLD, za nazwanie go „stalinowskim zwyrodnialcem" (fajnie, że poza uniżonymi przeprosinami, dotyka go jeszcze wymuszona szczodrobliwość - 10 tys. zł weteranom LWP).
Adasia M. - notabene to ten sam, który zainicjował zwyczaj nagrywania pijackich biesiad, ale bardzo nie lubi, jak jego nagrywają - przeprasza podopieczna Kostka Miodowicza (niesławna pani Jarucka) za nazwanie go „członkiem grupy trzymającej władzę", a służebny piewca rządowy - RAZ ("nie mam obsesji na punkcie Michnika") - za opinię, że „robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy".
Do ekspiacji będzie pewnie też zmuszony Antek Skrót Myślowy - z „gadzinówką" (GW) przegrał sprawę za pomówienia, że spółka Agora powstała z pieniędzy uzyskanych z przekrętów paliwowych. Ba, przeprosin domaga się też od niego m.in. gen. Dukaczewski, ale i sporo innych, spostponowanych przez gadatliwego nadzorcę wojskowych służb specjalnych w związku z oceną WSI.
Dzisiaj Kurski - panią z PZU (i to w GW!!!). Kiedy Donka, co chciał nas szkopom sprzedać - jeszcze nie wiadomo.
I tylko młodszy bliźniak nie przeprosi kapciowego agenta Bolka za niesłuszne nazwanie go wielokrotnym przestępcą. Nie przeprosi, bo choć przeprosiny nakazuje prawomocny wyrok sądu, to wyszło na jego i kapciowy trafił do mamra.
Dobrze! To w Polsce, bo my dobrze wychowani jesteśmy. Ale ta zgniła reszta świata...
Kiedy nas wreszcie Niemcy za przeszłość przeproszą (że o kartoflach nie wspomnę), Hiszpanie - za podnoszący kwestię polskiego antysemityzmu artykuł w „El Pais", Amerykanie - za wizy, Francuzi - za niechęć do „wartości chrześcijańskich", Bruksela - za popieranie gejów, ekologów i cywilizacji śmierci, Ukraińcy - za Janukowycza, Czesi - za lepsze piwo (choć to kwestia gustu - niektórym pasuje Jabłonna23), a Rosjanie - za wszystko, a w pierwszej kolejności za rurę, za mięso, za hucpę w Tallinie i pamiątki postsowieckie.
Póki nas wszyscy za wszystko nie przeproszą, emeszet (z Anią Sfotygowaną) będzie słusznie nabzdyczony i obrażony.
Zrozumiałe. Nieokiełznana dusza słowiańska sokołów stepowych. Tylko gdzie rozum w tym czerepie rubasznym?

reszta...

Balcerowicz w Banku Światowym

No tak, to jest news!
Leszek "wyciął-nam-numer" Balcerowicz ma zastąpić Pawełka Wolfowitza na stanowisku prezesa Banku Światowego.
Klepanie wszędzie. Albo pozytywne, albo negatywne, a czasami idące jeszcze dalej - Stary (Dawniej też Stary) zarzuca nawet emeszetowi umywanie rąk a la Piłat.
A sam zainteresowany, czyli LB, przytomnie zauważa, że Wolfowitza nie zastąpi, bo obsada tego stanowiska należy do USA. I tyle.

reszta...

striptiz dla kibiców Napoli

Sophia Loren (72 lata) obiecała, że zobaczą, jeśli SSC Napoli awansuje do Serie A.
Czy to idzie o jakieś nagrania archiwalne, czy o zbrodnię przeciw ludzkości?

reszta...

taaaa, stwierdzenie faktu...

czy naruszenie dóbr osobistych?
czy żądania (p)osła Dery odnośnie "kretyna" są bardziej uprawnione od pretensji pod adresem młodszego z bliźniaków po "małpie w czerwonym"?


apdejt (12:03) - jednak bardziej, bo Jełowiecki przeprosił

reszta...

made by Matka Kurka

(tylko przeklejka)
PRAWDA
Jak rodziła się legenda, czyli brat i brat tego brata, którego próbowano zabić przy pomocy przebitych profesjonalnie, wybuchających opon, w zupełnie nowej furze, ponieważ był niezwykle groźnym opozycjonistą, jak się okazało.
A jak to się zaczęło?
1) Rok 1968 - 22 letni Adam Michnik zostaje relegowany z uczelni za protesty studenckie, Jacek Kuroń siedzi w więzieniu za próbę podjęcia dyskusji z władzą. Obaj chłopcy Jarek i Lech mają po 19 lat i studiują prawo marksistowskie, najbardziej opozycyjne z opozycyjnych kierunków.
2) Rok 1970 - tragedia na Wybrzeżu, zabici robotnicy, ballada o Janku Wiśniewskim, Jacek Kuroń nadal siedzi, braci nie widać, rok później piszą prace magisterskie o wyższości prawa Lenina nad prawem rzymskim.
3) Rok 1976 - strajki w Ursusie, Radomiu, wspomagane przez KOR Jacka Kuronia. Brat Jarosław nieobecny, zajęty pisaniem pracy doktorskiej o wyższości socjalistycznego prawa pracy nad imperialnym bezprawiem. Brat Lech kompletnie niewidoczny, nic nie pisze. Jednak rok 1976 to narodziny legendy, obaj bracia zaczynają współpracować z KOR, jeden w roli wykładowcy prawa pracy, drugi prowadzi jakieś inne prelekcje z robotnikami. Nie są członkami KOR, terminują jedynie.
4) Rok 1980 - strajk w Stoczni. Brat Lech, wzorując się na pracy doktorskiej brata Jarosława, uzyskuje doktorat, prawo marksistowskie nie przeszkadza mu siedzieć dzielnie obok brata Jarosława, w roli doradcy Wałęsy. Ten ostatni zostaje przez Annę Walentynowicz, małżeństwo Gwiazdów, Wyszkowskiego okrzyczany agentem SB. Obaj bracia nie przyjmują sensacji do wiadomości, pomagają Wałęsie w marginalizowaniu i w konsekwencji, odsunięciu wyżej wymienionych od władz związku.
5) Rok 1981 - stan wojenny. Brat Lech zostaje internowany wraz z Lechem Walęsą i siedzi sobie 10 miesięcy w ośrodku wypoczynkowym. Frasyniuka, Bujaka i paru innych SB ściga po całej Polsce, powstaje legenda panów nieuchwytnych, internowanych zostaje tysiące działaczy opozycji, w tym stara Kociębowska, za posiadanie długopisów z wizerunkiem papieża. Brat Jarosław nie zostaje internowany i jest JEDYNYM DZIAŁCZEM OPOZYCJI Z GRONA NAJBLIZSZYCH WSPÓŁPRACOWNIKÓW WAŁĘSY, KTÓRY NIE ZOSTAŁ INTERNOWANY. Brat Jarosław, kiedy siedzi ponownie Jacek Kuroń, siedzi pod maminą pierzyną, w teczce Jarosława o 1982 r do 1989 jest czarna dziura.
6) Rok 1989 - obrady okrągłego stołu. Obaj bracia siedzą dzielnie przy Wałęsie, po przeciwnej stronie obecny koalicjant Maciej Giertych w roli doradcy generała Jaruzelskiego. Brat Lech uczestniczy kilkakrotnie w tajnych obradach w Magdalence. Do życia powołano Sejm kontraktowy, brat Jarosław negocjuje rząd Mazowieckiego, który ma być alternatywą dla rządu Kiszczaka. W wyniku rozmów brata Jarosława z ZSL i SD, przybudówkami PZPR, które do sejmu dostały się z automatu, Mazowiecki zostaje premierem. W rządzie Mazowieckiego ministrami są generał Kiszczak, generał Siwiec, prezydentem jest generał Jaruzelski, bracia do dziś mają żal, że Mazowiecki w tych komfortowych warunkach prowadził politykę grubej kreski.
7) Rok 1990 - powstaje szalona idea wojny na górze, której autorem jest Lech Wałęsa, a którą najgorliwiej realizują obaj bracia. Powstaje partia brata Jarosława PC i wspiera Lecha Wałęsę, jako kandydata na prezydenta i Walęsa prezydentem zostaje, obaj bracia trafiają do kancelarii. Lech w randze ministra, jego podwładnym jest Maciej Zalewski, potem skazany na dwa lata więzienia za wyłudzanie łapówek od prezesów Art B. Rząd Mazowieckiego po przegranych wyborach podaje się do dymisji, w nowych wyborach do parlamentu partia PC uzyskuje 8% głosów.
8) 1991 - po konflikcie z Mieczysławem Wachowskim,obaj bracia wylatują z kancelarii z hukiem. PC braci, mimo że jest 4 co do wielkości klubem w Sejmiem, doprowadza do dymisji rządu Bieleckiego i powołuje rząd Olszewskiego, na który Wałęsa mimo konfliktu z braćmi się godzi.
9) Rok 1992 - brat Lech zostaje prezesem NIK. Po skleconej na kolanie uchwale, potem zakwestionowanej przez TK, niejaki Macierewicz umieszcza na swojej liście Lecha Walesę, oraz jego dwóch najbliższych współpracowników: Wachowskiego i Flandysza. Na listę trafiają wszyscy liderzy wszystkich partii, oprócz partii PC, która JEST JEDYNĄ PARTIĄ I ŚRODOWISKIEM POLITYCZNYM, które NA LIŚCIE NIE MIAŁO ANI JEDNEGO AGENTA. Na listę trafia lider partii koalicyjnej ZCHN Chrzanowski i dopiero kilkanaście lat potem oczyszcza sie z zarzutów w procesie autolustracji. W wyniku ataku, obóz prezydencki dogaduje się z opozycją i zadatkowanymi koalicjantami PC i doprowadza do upadku rządu Olszewskiego, czemu do dziś obaj bracia nie mogą się nadziwić, jak tak można.
10) Rok 1993 - nowe wybory. Partia brata Jarosława PC, rozsypała się w wyniku wyrzucenia i odejścia z klubu około 20 posłów. Z tej 20 powstaje kilka partyjek, oddzielne partie ma Macierewicz, Olszewski, Parys. Kurski odchodzi do ZCHN, gdzie w/g Macierewicza agentem jest jej szef. W wyniku tej 'sprawnej akcji Lesiaka' 8% prawica zostaje rozbita w pył i olbrzymia 40 osobowa PC podzielona przez samą PC na śmieszne partyjki. Do Sejmu rozbita PC wchodzi z poparciem 4,2%. O partii Olszewskiego, Parysa, Macierewicza Polacy zapominają, i chłopcy odpoczywają 4 lata.
11) Rok 1997 - pierwsza próba zjednoczenia prawicy. PC wchodzi w skład AWS i wprowadza 12 posłów, między innymi Cymańskiego i Dorna. Co ciekawe, lider PC nie jednoczy prawicy i nie dostaje się do Sejmu z listy PC, uznaje jednoczenie prawicy pod szyldem AWS za zbędne i wchodzi do Sejmu z listy ROP Olszewskiego.
12) Rok 2000 - brat Lech zostaje ministrem sprawiedliwości w rządzie Buzka, którego doradcą jest Kazimierz Marcinkiewicz.
13) Rok 2001 - w nowych wyborach PiS, tym razem partia brata Lecha, w przeciwieństwie do partii PC brata Jarosława, której Lech nigdy nie był członkiem, otrzymuje 9% głosów.
14) Rok 2002 - brat Lech, jako kandydat partii opozycyjnej zostaje prezydentem Warszawy.
15) Rok 2005 - koniec legendy opozycji bractwa bliźniaczego. Po 16 latach walki na noże, geniusz strategii i jego brat, dzięki kampanii opartej o 'katolickie' radio, którego działalność jest kwestionowana przez Watykan i dzięki dziadkowi głównego konkurenta, dostają władzę. Brat Lech melduje wykonanie zadania i otrzymuje fotel prezydenta, brat Jarosław prezesa i premiera, którym miał nie zostać, gdy jego brat zostanie prezydentem.
Tekst będzie kopiowany do znudzenia, ponieważ aby w IV RP nie zwariować, trzeba sobie powtarzać, że białe zawsze jest białe, czarne jest czarne, a guano to nie kisiel.
Aby się tak do końca nie nudziło, mam propozycję dla starszych i młodych, aby przyłączyli się do wspólnej zabawy. Proponuję zrobić kalendarium 'martyrologii i męczeństwa oraz geniuszu obu braci'. Moglibyśmy wspólnie wpisywać istotne daty w życiu wodzów, na przykład 2006 - laksacja po artykule w niemieckim brukowcu, albo 2006 (tu konieczne byłby daty bardziej precyzyjne), uroczysta powtórna nominacja Leppera na wicepremiera rządu rewolucji moralnej, z udziałem prezydenckiej kamery. To coś w rodzaju warszawskich piosenek, które pozwolą ludziom myślącym przetrwać ten trudny czas okupacji ciemnogrodzian. Zapraszam do zabawy, tekst od dziś będzie pojawiał się codziennie, aktualizowany o kolejne Wasze najciekawsze wpisy z historii asów - męczenników opozycji i geniuszów propagandy.

reszta...

"mundurki wstydu"

pomysł jakiejś derechtorki...
pewnie z nowego naboru...
może by skorzystała z podpowiedzi spoconych łysoli zamawiających piwo - żółta gwiazda nie byłaby odpowiednia?

reszta...

wtorek, 15 maja 2007

rzecznik tysiąclecia

Specjalnie zwołał konferencję prasową!
A to informacje, jakie złotousty przekazał:

Tak. Tę ustawę (chodzi o wyrok TK w sprawie lustracji) traktujemy jak każdą inną. Zgodnie z prawem mamy obowiązek publikować akty prawne niezwłocznie. Czyli gdybyśmy zmienili kolejność w kolejce, toby znaczyło, że niektóre z tych aktów nie zostaną opublikowane niezwłocznie. A zatem nie jest wskazana zmiana w kolejce.
Trudno mi powiedzieć, nie znam tych sytuacji.
Tutaj nie ma potrzeby zamiany kolejności.
Traktujemy ten werdykt jak każdy inny.
Nie wiem, nie mam przed sobą dokumentów.
Trudno mi powiedzieć, nie mam tych ustaw przed sobą.
Trudno mi powiedzieć, musiałbym to sprawdzić.
Jest tam pewna liczba ustaw i rozporządzeń.
Nie wiem tego.
Nie mogę dłużej rozmawiać. Proszę przysłać pytania mailem.
Postaram się to sprawdzić, ale niczego nie gwarantuję.
Nie wiem, czy mi się uda to sprawdzić. Postaram się odpowiedzieć w odpowiednim terminie.

Po kilku godzinach rzecznik przekazał informację, że Rządowe Centrum Legislacji, które przygotowuje akty prawne do druku odmówiło mu informacji, jakie akty prawne czekają w kolejce na druk w Dzienniku Ustaw.

Na plus trzeba mu zapisać, że udało mu się zmniejszyć liczbę wypowiadanych w ciągu minuty "ehem".

apdejt
(16.05.07): cholerka, albo wspólne myślenie, albo ode mnie ściągnęła

reszta...

piątek, 11 maja 2007

jedyny porządny człowiek to prokurator, ale i on - prawdę mówiąc - świnia

"Patrząc na rozumne twarze sędziów, słuchając ich logicznych wypowiedzi, jasnych i celnych pytań i konfrontując to z bełkotem czerwonego na gębie Mularczyka, który wzbudzać mógł już tylko litość i pogardę, mam powód do satysfakcji - nie wszystko we tym kraju stracone. Elity nie spsiały."
Jakoś niespecjalnie przemawia do mnie ten znaleziony w sieci cytat, ale zadyma wokół Trybunału też jakoś nie budzi mojej sympatii. Jasne, że orzecznictwo TK jest od sasa do lasa. Jasne, że jest to orzekanie polityczne. Tyle, że tego się w żaden sposób nie uniknie - to są decyzje odnoszące się do wykonywania władzy państwowej, a to zawsze jest polityka. Polityczny jest też Sąd Najwyższy w USA, gdy orzeka o sprzeczności z Konstytucją zastosowania jakichś reguł prawnych w procesie. (Można i trzeba dyskutować - i to jest oczywiste - o konieczności zmniejszenia związków z polityką, czy to przez całkowitą zmianę modelu sądownictwa konstytucyjnego - model trybunalski sprawdza się zasadniczo tylko w obszarze niemieckojęzycznym, czy to przez zmianę modelu powoływania sędziów TK, czy wreszcie poprzez próby dokładniejszego określenia zakresu właściwości Trybunału, ale raczej trudno postulować pozostawienie badania konstytucyjności stanowionego prawa tylko w rękach aktualnej większości parlamentarnej - tak było w krajach realsocu i to nie było rozwiązanie najszczęśliwsze. A wygląda na to, że takie są właśnie postulaty strony rządzącej. Do takich dziwnych wniosków dochodzę, czytając produkcje p. Jacka Czabańskiego, doradcy Ministra Sprawiedliwości.)
Trybunał był więc polityczny zarówno wtedy, gdy podtrzymywał wprowadzenie religii do szkół czy odrzucał nowele aborcyjne, jak i w momencie orzekania o mandatach samorządowców, i teraz - rozpatrując zgodność z Konstytucją ustawy lustracyjnej.
Ta ostatnia ustawa budzi od początku spore wątpliwości w doktrynie - także wśród zdecydowanych zwolenników lustracji. Prawdopodobne więc było, że TK zakwestionuje ją, jeżeli nie w całości, to w odniesieniu do wielu jej postanowień, także tych kluczowych (np. rozszerzających krąg podmiotów podlegających lustracji). Jasne też było, że dla PiS te regulacje mają znaczenie podstawowe. Wiadomo więc było, że będą ich bronić jak niepodległości. Ale metody obrony to zupełna żenada.
Wystąpienie Mularczyka z sensacyjnymi wieściami nt. agentury w Trybunale to hucpa.
Zadałem sobie trochę trudu i zaglądnąłem do informacji nt. agenta Ladro, czyli do teczki Jamroza. I co? I tam nic nie ma. Ba, jest nawet odmowa współpracy. Bohatera to z niego na pewno nie robi, szczególnie w kontekście innych zapisanych tam wypowiedzi, ale też trudno powiedzieć, czyje to są słowa. Bo jeśli tego oficera, dla którego czerwiec ma 31 dni, to możemy sobie dać spokój.
Zaskakująca natomiast jest wiadomość, że Grzbowski (drugi z wyłączonych z procesu agentów) dał się zarejestrować już po wyborach czerwcowych w 1989 r. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, by poniosło go na fali euforii - nasz premier, słabnący na dodatek w Sejmie, koniec komunizmu ogłoszony przez Szczepkowską - a tu co? Dalej jesteśmy w Układzie Warszawskim, dalej w naszym pięknym nadwiślańskim kraju stacjonują tysiące sowieckich sołdatów, dookoła sami wrogowie (przecież w Czechach i NRD ciągle komuna, niedźwiadek z czerwoną gwiazdą jakby słabszy, ale przecież odwinąć się może) - trzeba z tym zrobić porządek. I nasz agent 007 się podejmuje. Mam brzydkie podejrzenia, że to raczej szło o fakt, że PZPR na kolanach, ale wpływy w służbach specjalnych są, więc może da się jeszcze powalczyć. Ale to tylko moje brzydkie i pewnie z niskich pobudek (ew. z brudnego palucha) płynące podejrzenia. Jeśli przyjmie pierwszą wersję, trzeba mu będzie dać wiarę i szlus.
A zupełnie z kapelusza są propozycje premiera, by Trybunał najpierw się zlustrował zgodnie z postanowieniami nowej ustawy, a następnie dopiero zabrał się za jej ocenę. To jest tak absurdalne, że wcale mnie nie dziwi wypowiedź galopującego majora w salonie24, że Sejm sobie uchwali regualcję skazującą byłych i obecnych sędziów TK na karę śmierci, np. za związki z byłym, przestępczym i zbrodniczym reżymem, a po jej wykonaniu mogą sobie deliberować nt. zgodności przyjętych ustaleń z ustawą zasadniczą.

reszta...

czwartek, 10 maja 2007

parkowanie na wcisk


reszta...

styl dowolny


reszta...

Geronimoooooo...!!!


reszta...

Złota Jesień


reszta...

paralele





reszta...

uwaga na kota






reszta...

PAP donosi

W ostatnich dniach w Mogadiszu dochodziło do ataków przeprowadzanych przez ludzi w kobiecym przebraniu...
(to jest autentyczna informacja, bezmyślnie powtarzana przez nasze media, m.in. GW)

reszta...

ależ siurpryza

Co za nieprawdopodobny zbieg okoliczności. W filmie można by się tego spodziewać, ale w realu?
Po wczorajszych blamażach (p)osła Mularczyka wydawać by się mogło, że dalej to już pójdzie, że TK poradzi sobie z terminami... Aż tu klops. Mularczyk ogłasza, że dwóch sędziów to ex-współpracownicy bezpieki. Idzie o Jamroza i Grzybowskiego. Nie ma co ukrywać - jakby dedukować w oparciu o ich wcześniejsze sympatie polityczne - obaj mogą mieć co nieco za uszami.
Zastanawiające jest jednak to, po co w ogóle był wcześniejszy obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych, skoro IPN przez tyle lat nie potrafił sobie dać rady ze zbadaniem ich prawdziwości.
Chyba że akurat teraz (brawo!) wreszcie zdążył. Innej myśli nie dopuszczam - jakieś mataczenie czy puszczanie bąków jakowychś w nadziei, że ciemny lud to kupi... nieeee... to niemożliwe.
I zaraz się dowiemy prawdy, bo oczywiście IPN już wszczął z urzędu postępowanie w sprawie kłamstwa lustracyjnego.
A może nie...

reszta...