czwartek, 5 kwietnia 2007

jakiś ...Rock

nie wiem, czy Tylko Rock, czy Teraz Rock.
Przestałem panować.
Nieważne zresztą.
Wymyślili sobie, że zrobią Pięćdziesiątkę polskiego rocka. Pięknie!
W zasadzie o gustach się nie dyskutuje, ale tam mi jakby czegoś zabrakło. Zabrakło mi tam całej fury, mógłbym długo pewnie wymieniać, ale np. Klanu z Mrowiskiem, Bemibek (z Alkiem Bemem, któremu na wrocławskim pekawuenie rozjeżdżały się bębny - to była nowość - nie rozjeżdżanie się perkusji, ale granie w stylu Brasil 66, a bardziej Santany), Nurtu (albo Romuald & Roman, co kto woli, bo jakieś następstwo istniało, chociaż dla mnie "Utalentowany", czyli Alek Mrożek to było jednak trochę mało jak na ciężkie granie), ale zabrakło przede wszystkim Dżambli. To był nieprawdopodobny zespół. Zaucha później robił różne rzeczy. Nie ma o czym mówić. Jego występy z Anawa to horror. Józek Pawlik zaczął grać bodajże na Batorym, Jurek Horvath udał się za szmalem do Skandynawii. Ale wtedy - 1971 r. - byli niesamowici. To jest poziom Chase, Blood, Sweat & Tears czy Chicago. Wtedy!!!
Wrzucam tedy parę sztuk
Hej, pomóżcie ludzie
Muszę mieć dziewczynę
Naga rzeka
Szczęście nosi Twoje imię
Wymyśliłem Ciebie
Wołanie o słońce nad światem
a i tak nie ma tutaj ich opus magnum, czyli Pieśni dokerów portowych w Luandzie. Ludziska, uwierzcie mi na słowo - to było coś niesamowitego! Chrzanić tekst! Chociaż teraz też pewnie byłby aktualny - "tysiąc worów na grzbiet!". Kiedy z tym numerem pojawili się na Jazzie nad Odrą to publika siadła. Ja tam też byłem i też siadłem. Numeru nie mam - nigdy nie został oficjalnie wydany, a do archiwów Polskiego Radia dostępu nie mam.
Pewnie, że to wszystko się zestarzało, ale wszystko się starzeje - nawet Blues Breakoutów, choć ciężko w to uwierzyć.

Brak komentarzy: