niedziela, 4 listopada 2007

nie najlepiej (moim zdaniem)


gościu potrafi śpiewać
i potrafi to robić znakomicie - jak ktoś nie wierzy, niech posłucha Masters of War z jubileuszowego koncertu Dylana,
tutaj ścieżka dźwiękowa, właściwie tylko szkice utworów - rządzi się to innymi prawami i wiadomo, że bez obrazu traci, albo powinno tracić,
wiadomo, ale i tak niedosyt jakiś zostaje
Eddie Vedder, opowiadając historie ze ścieżki dźwiękowej filmu Sean Penna, ucieka od "hałasu" produkowanego przez Pearl Jam i wpada w nutki folkowe,
sporo prostoty, pochwała wolności, ale jakieś złe przeczucia gdzieś pod spodem się czają - to pewnie kwestia głosu EV,
poziom niezły, dobry otwierający numer Setting Forth, fajne harmonie w Hard Sun i milutkie, choć bardzo proste No Ceiling

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

tak, na TYM koncercie -- wypada (nie tylko w porównaniu z) znakomicie ;-)

Kuszelas pisze...

aha, to w ogóle był niezły koncert - poza jubilatem, który akurat tak wtedy beczał, jakby go dorzynali,
a Veddera chyba wtedy - wstyd pewnie - pierwszy raz zauważyłem; wiedziałem, że coś takiego, jak Pearl Jam istnieje, ale do mnie w ogóle nie trafiali