sobota, 10 listopada 2007

intelektualistyczne ekskursje

Jakiś czas temu, na blogu Lege Artis* trafiło mi się na wypowiedź rednacza bloga (lub czasopisma) Olgierda Rudaka na temat trójpodziału władz.
W swoim blogowym siwi przyznawał się kiedyś do popełnienia kilkuset artykułów, tudzież innych dokonań literackich (teraz tego nie mogę znaleźć niestety). Jako, że dawno, dawno mogłem o sobie powiedzieć, że z podobnej branży jestem, powinienem cokolwiek znać. Coś znam, nie powiem, ale w wersji drukowanej jest tego mniej więcej tyle, co u dra Kaczyńskiego, czyli niezbyt wiele. Zakładam zatem (a może nawet przenikliwie dedukuję), że Olgierd zalicza do swoich publikacji również wypowiedzi sieciowe.
I dobrze.
W takim jednak razie każda notka blogerska otwiera pole do czepiactwa, niewielkiego wprawdzie w tym wypadku, ale...

Do roli intelektualisty nie pretenduję (co najwyżej wykształciucha), na podział władz trafiłem przez Bolingbroke'a (i to w wypisach), a Monteskiusz i Locke pojawili się nieco później, ale pozwolę sobie na jakieś uwagi.
O ile więc zgadzam się (i to bardzo zdecydowanie) z poglądami, że powiązania personalne występujące w naszym systemie prawno-politycznym pomiędzy władzą ustawodawczą i wykonawczą są elementem zaciemniającym klarowność deklarowanego w konstytucji podziału władz.
Takie związki personalne są zawsze nieco podejrzane - szczególnie w momentach, gdy kontrolowany może być jednocześnie kontrolerem. Bycie sędzią we własnej sprawie zawsze niesie ze sobą jakiś smrodek.
Wypada jednak zaznaczyć, że podobne przypadłości to nie jest jedynie polska specjalność. Jasnego podziału przeprowadzić się prawdopodobnie nie da, a pamiętać jeszcze trzeba o tym, że zazwyczaj rozdział władz (w znaczeniu: separacja, oddzielenie) odnosi się zasadniczo do władzy sądowniczej. Jeżeli zaś idzie o pozostałe piony władzy państwowej, to zakłada się jednak pewne formy ich współpracy.
To jednak drobiazg i kwestia (właściwie) indywidualnego spojrzenia.
Mnie nieco bardziej uderzyło sformułowanie odnoszące się do kontroli konstytucyjności prawa.
Podobnie jak Olgierd jestem zdania, że kompetencje kontrolne powinno mieć sądownictwo powszechne, ale nieco mnie zmroziła informacja, że tak jest w normalnych krajach.
No dobrze, zerknijmy, jakie to kraje są normalne, czyli gdzie trafił model amerykański (poza Stanami oczywiście).
Ameryka Łac., Australia, a w Europie?
W Europie raczej normalnie nie jest, bo kompetencje sądów powszechnych do kwestionowania zgodności ustaw z konstytucją uznaje się w Skandynawii, poza Finlandią (ale tam praktycznie sądy z niej nie korzystają - prawdopodobnie palców rąk by starczyło, by zliczyć wszystkie interwencje w Danii, Norwegii i Szwecji łącznie; jakoś wiary, by uznać, że tam takie wszystko konstytucyjne mi brakuje), współistnienia scentralizowanego sądownictwa konstytucyjnego i podobnych uprawnień sądownictwa powszechnego możny doszukać się jeszcze w Portugalii i Grecji. I na tym koniec.
Jest jeszcze Wlk. Brytania, ale tu jest zgryz, bo brakuje konstytucji pisanej, a merytorycznie podobną koncepcję można odnaleźć w uprawnieniu sądu do odmowy stosowania aktu prawnego niezgodnego z zasadami rozumu i tradydcją. Chyba tu zresztą jest clou zagadnienia - stąd się właściwie amerykański model ochrony konstytucji wywodzi. Nie od rzeczy będzie więc zauważenie tu roli precedensów czy w ogóle prawa zwyczajowego. Tam, gdzie związanie precedensem większe, tam łatwiej o dopuszczenie sądu do kwestionowania normy ustawowej.
W Polsce zresztą sprawa nie jest tak do końca jednoznaczna. Wprawdzie ogromna większość przedstawicieli doktryny stoi na stanowisku, że kompetencje Trybunału Konstytucyjnego znoszą podobne uprawnienia sądów, ale pojawiło się już sporo głosów (również w orzecznictwie Sądu Najwyższego), że działania obu elementów władzy sądowniczej nie muszę się wcale wykluczać, gdyż kontrola w obu przypadkach przebiega na zupełnie innym poziomie.
TK wykonuje kontrolę abstrakcyjną, na użytek wszystkich możliwych adresatów normy i na okoliczność wszystkich mniemanych stanów faktycznych, i w razie potrzeby eliminuje całkowicie wadliwą normę z obiegu prawnego. Sąd (powszechny) działa zupełnie inaczej - bada daną regułę postępowania tylko na użytek konkretnej, rozpatrywanej właśnie sprawy. I jeśli dojdzie do wniosku, że norma, na podstawie której ma orzekać, jest sprzeczna z postanowieniami konstytucji, po prostu odmawia jej zastosowania, a wyrok wydaje bezpośrednio w oparciu o przepis konstytucyjny. "Wadliwa" norma pozostaje nadal w obiegu i w innej sprawie, nawet przy bardzo podobnym stanie faktycznym, może znaleźć zastosowanie.
Wspomniana normalność jest więc bardzo problematyczna.
(pisane na kolanie w pociągu, gdzieś między Żernikami a Miękinią)

* niezłym blogu, chwalonym bardzo przez - też niezłą - Piątą Władzę i uważanym tam nawet za jeden z najlepszych blogów w ogóle (a prawniczych chyba w szczególności) w Polsce;
na marginesie: relacje pomiędzy PW a LA są czasami dosyć pocieszne i przypominają mi stare powiedzenie "- Mamo, chwalą nas! - kto? - wy mnie, a ja - was"

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Poniekąd wywołany do tablicy ;-) wyjaśniam co następuje:
1) o kilkuset tekstach w prasie można przeczytać np. tu. działo się to wszystko nieomal w czasach przedinternetowych, dlatego trudno coś w sieci znaleźć. Ale, dla porządku, wyjaśniam, iż:
- od 1993 do powiedzmy 1999 r. w Najwyższym Czasie! było pewnie ze 120 tekstów,
- w latach 1994-95 współpracowałem z działem miejskim Gazety Wrocławskiej (kilkadziesiąt tekstów),
- od 1996 do pewnie 1999 ukazało się może ze 25 felietonów w kierowanym podówczas przez A. Lipińskiego Nowym Państwie,
- od 1995 do 1999 też pewnie ze 30 felietonów poszło na łamach "Fusów" w Polityce,
- dwa razy zamieściłem coś na łamach Myśli Polskiej (sic!) kierowanej przez B. Kowalskiego (już się tłumaczę - na pewno było coś o de Gaulle'u, no i pewnie coś o Ameryce...),
- do tego pojedyncze rzeczy w górskim kwartalniku "Optymista",
- no i coś jeszcze pewnie.

W zasadzie na przełomie stuleci zakończyła się moja współpraca z prasą.

2) co do relacji z PW: (bez krygowania) - to jest tylko żart, te nasze relacje. Tak, uważam, że PW jest jednym z najlepszych polskich blogów - tak naprawdę to jest think tank, a nie amatorskie pisaninki - ale to wyjadanie z dzióbków to po prostu żarty.

Pozdrawiam!

Kuszelas pisze...

>> olgierd
samo sumitowanie się - inaczej nie idzie:
- spóźnienie odpowiedzi - zaglądałem, czy jakieś nowe wpisy są, ale jakoś nie wpadło mi do głowy, by zjechać stronkę czy dwie niżej;
- jeżeli moje podróżnicze wyzłośliwianie się - stanie w szczerym polu wyzwala czasami niskie instynkta - wyglądało na wywoływanie do tablicy, to przepraszam;
- co do publikatorów, to przyznaję, że poszedłem na łatwiznę i zaglądnąłem do tylko Polskiej Bibliografii Prawniczej i Bibliografii Zawartości Czasopism, co - jak się okazuje - było zbyt dużym skrótem myślowym - ukłony i j.w.;
- co do relacji, to - przykrością muszę to przyznać - mam kłopoty z żartami; jako osobnik z gruntu pozbawiony poczucia humoru, nie rozpoznałbym żartu nawet gdyby zza krzaków wyskoczył i mnie w zadek kopnął ;-)