Nic specjalnego, nic odkrywczego, ale w ramach pisarstwa blogerskiego zwraca uwagę - szczególnie, że tekst pojawił się z okazji Świąt.
Tak naprawdę jednak, to facio mnie zupełnie zaskoczył wyznaniem, że łzy wzruszenia mu się cisnęły podczas pisania.
Fakt, kiedy mnie coś zmusi do zaglądnięcia do jakiegoś swojego starego tekstu, to zdarza mi się przypływ adrenaliny, że takiego gniota podpisałem swoim nazwiskiem. Ale łzy? Wzruszenia? Albo picer, albo koszmarny grafoman.
3 komentarze:
Oj nieładnie.
Po pierwsze "facio" się sam od swoich łez zdystansował wyraźnie w komentarzu, a to że się może i zryczał dowodzi jakiegoś przeżycia, a niekoniecznie wiary w głęboką wartość swojego utworu.
Po drugie - świadczy to wyłącznie o tym, że prowadzi jakieś życie emocjonalne i jego tekścik jest tego wyrazem. Cóż, może w jego przypadku deweyowska formuła "sztuka jako doświadczenie" uległa transformacji w regułę "doświadczenie jako doświadczenie", ale sam akt wyrażenia emocji i refleksji trudno jednak od czegokolwiek z zakreus ludzkiej kultury oddzielić.
Po trzecie - tekścik sam w sobie ani odkrywczy ani nawet zgrabny specjalnie się nie wydaje, ale to już rzecz gustu.
PO czwarte - radzę się zastanowić, czy np tak lansowany przez Kolegę TyciTyci Passent kiedykolwiek mógłby się nad swoim tekstem wzruszyć. Już nie mówię o łzach - ani przed ani po napisaniu.
Tak do przemyślenia.
1. i załatwiono mnie Deweyem... nawet nie wiem kto to taki, a do wikipedii nie będę zaglądał (i tak to nic nie da, bo na pewno tam o żadnym "doświadczeniu jako doświadczeniu" nie będzie ani słowa)
2. zdystansowania się autora nie zauważyłem, wręcz przeciwnie (ale to być może mój błąd)
3. przeżycie emocjonalne - zdarza się, nawet przy lekturze, ale przy swoich tekstach - to jest dopiero kwestia gustu (dla mnie to są przeżycia emocjonalne z grupy laxantes)
4. DP nie musi się wzruszać - wystarczy, że dobrze pisze ("ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze"); a właściwie to pisał, bo mu się coś stępiło i po powrocie z ambasadorów to już zupełnie nie to
5. bez przemyśleń (chyba, że się zbiorę i za tego Deweya wezmę)
ot, skleroza i brak kindersztuby
>> Anna
dzięki za POPiS-owy komentarz (taki dżołk tylko, ale ten erudycyjny Dewey siedzi mi na wątrobie), naprawdę - to była próba naprawy braku kindersztuby, a teraz bilobil: DP nie potrzebuje żadnego lansu, a z całą pewnością nie z mojej strony
Prześlij komentarz