Paru przeciwników. Zwolenników jest wszędzie pełno. Nic dziwnego - przeciwnicy się pochowali i trzęsą zadkami. Wiadomo, z jakich powodów protestują. Już ich żelazna miotła dopadnie.
Ale zanim dopadnie...
Azrael z dużym tekstem Ja, zoologiczny przeciwnik... Trudno się z wieloma jego poglądami zgodzić, ale ma pomysły.
Teraz Tarantula z tekstu Odkryjmy teczek czar! To właściwie powtórzenie dosyć już dawnych enuncjacji Dwojga Imion Rakiety. Pomysł otwarcia na hura był bzdurny, zdarzenia jednak, które nastąpiły później, każą się nad tym zastanowić. Szczególnie, że - co autor podkreśla - znaleźliśmy się w sytuacji, w której sama idea lustracji przez wielu zaczyna być traktowana jako coś zastanego, jak jakiś dopust boży czy atak żywiołów, na które nie mamy żadnego wpływu.
Brzydkie jest w tym to, że dopuszcza się zastosowanie zasady gdzie drwa rąbią...
"teczki stały sie elementem gry politycznej (...). Jak była potrzeba polityczna tego i owego obsmarować, to niezwykłym zrządzeniem losu dziennikarze śledczy natrafiali na odpowiednie informacje. Jeżeli się tego nie ujawni globalnie, to i tak będzie ciekło w sposób mniej lub bardziej kontrolowany, przeważnie w odpowiedniej chwili. (...) Nie będzie też gwarancji, że nie ma tam w teczkach przeinaczeń i pospolitych kłamstw. Premier Kaczyński sam podważył wiarygodność IPN-owskich papierów. Różnie zatem być może. Ryzyko istnieje zawsze.
Ale nie ma wyjścia. Próba powstrzymywania procesu natychmiast wzbudza podejrzenia co do intencji protestujących. I natychmiast im sie wywleka agenturalną przeszłość. Lub przynajmniej czyni się takie próby. Nawet ci nieskazitelni, najbardziej zasłużeni nie unikają opryskania błotem. Zwłaszcza, jeżeli z powodów osobistych przeciwko sposobom lustracji protestują. Bo jednak przeciwko samej idei nie występują już nawet jej dotychczasowi zagorzali przeciwnicy. (...) Nie powstrzymamy erozji autorytetów, i uczynimy naszą historię najnowszą igrzyskiem nawiedzeńców. A ci, urodzeni przed 1972 rokiem zawsze bedą metrykalnie podejrzani."
Ale nie ma wyjścia. Próba powstrzymywania procesu natychmiast wzbudza podejrzenia co do intencji protestujących. I natychmiast im sie wywleka agenturalną przeszłość. Lub przynajmniej czyni się takie próby. Nawet ci nieskazitelni, najbardziej zasłużeni nie unikają opryskania błotem. Zwłaszcza, jeżeli z powodów osobistych przeciwko sposobom lustracji protestują. Bo jednak przeciwko samej idei nie występują już nawet jej dotychczasowi zagorzali przeciwnicy. (...) Nie powstrzymamy erozji autorytetów, i uczynimy naszą historię najnowszą igrzyskiem nawiedzeńców. A ci, urodzeni przed 1972 rokiem zawsze bedą metrykalnie podejrzani."
I wreszcie tekst, do którego nie bardzo umiem podejść. Autor przedstawia pewien tok myślenia, z którym rzecz jasna nie trzeba się zgadzać, ale w wymiarze polemicznym jest to do zrobienia, choć w odniesieniu do części wątków byłoby bardzo trudno. Całość została jednak tak przerysowana, że albo to jest parodia publicystyki antylustracyjnej (do czego bym się przychylał), albo marzenie utrwalacza władzy ludowej.
"Wszystko wskazuje na to, że lustracja w wymiarze prawnym przechodzi powoli do historii, zapełniając jedną z nielicznych mrocznych kart III RP. Proces, który nigdy nie powinien był być w demokratycznym państwie podjęty, doprowadził do społecznych podziałów i stał się narzędziem prymitywnej, gardzącej uczuciami ludzkimi gry politycznej.
Nie jest dla mnie nawet oburzające, że ten czy inny dziennikarz - nieumiejący się wykazać w inny sposób - grzebie w aktach sporządzonych przez funkcjonariuszy SB i wyciąga "smakowite kąski" polecając ich konsumpcję zgłodzonej tluszczy. Najbardziej dramatyczny jest właśnie sposób w jaki traktuje się ujawnianie akt Służby Bezpieczeństwa. Każdy kolejny ujawniony współpracownik SB kreowany jest na kapusia i zdrajcę ojczyzny, a oficerowie prowadzący na komunistycznych katów. Nie będę się już nawet rozwodził nad faktem, że komunizm w wymiarze systemowym Polacy znają tylko z książek. Chcę natomiast jasno powiedzieć, że ocena współpracy danej osoby z SB nie należy do tych, którzy nie pojmują złożonej rzeczywistości PRL-u.
Żaden agent SB czy nawet funkcjonariusz SB nie ma moralnego ani obywatelskiego obowiązku kajać się, spowiadać, wypłakiwać w rękaw kolegom, wobec których prowadził pewne konieczne czynności. On odpowiada za swoje czyny przed historią i przed samym sobą. Przed samym sobą jako człowiekiem wyrosłym w tej konkretnej rzeczywistości historycznej, podlegającym uwarunkowaniom tamtych czasów. Nikt nie ma dziś zatem prawa ingerować w sposób pojmowania dobra socjalistycznej ojczyzny przez współpracowników i oficerów SB. Dopuścmy do siebie myśl, że ci, których tak chętnie dziś zwie się konfidentami, wypełniali po prostu w swoim rozumieniu obywatelską powinność, wspierali władze swojego państwa w realizacji słusznej ich zdaniem idei.
Niedopuszczalne wydaje się w demokratycznej Polsce piętnowanie za wierność idei, której nieudolna wprawdzie realizacja przyniosła jednak Polsce wymierne korzyści, pchnęła Polskę na drogę rozwoju i postępującej demokratyzacji państwa. Ograniczenia wynikające z natury systemu nie mogą przekreślać całościowej, korzystnej oceny jego funkcjonowania, a jednostki które ze szczególną gorliwością zaangażowały się w budownictwo socjalizmu - a co za tym idzie - wolnej Polski, zasługują dziś na szczególny szacunek, nie na kubły pomyj."
Nie jest dla mnie nawet oburzające, że ten czy inny dziennikarz - nieumiejący się wykazać w inny sposób - grzebie w aktach sporządzonych przez funkcjonariuszy SB i wyciąga "smakowite kąski" polecając ich konsumpcję zgłodzonej tluszczy. Najbardziej dramatyczny jest właśnie sposób w jaki traktuje się ujawnianie akt Służby Bezpieczeństwa. Każdy kolejny ujawniony współpracownik SB kreowany jest na kapusia i zdrajcę ojczyzny, a oficerowie prowadzący na komunistycznych katów. Nie będę się już nawet rozwodził nad faktem, że komunizm w wymiarze systemowym Polacy znają tylko z książek. Chcę natomiast jasno powiedzieć, że ocena współpracy danej osoby z SB nie należy do tych, którzy nie pojmują złożonej rzeczywistości PRL-u.
Żaden agent SB czy nawet funkcjonariusz SB nie ma moralnego ani obywatelskiego obowiązku kajać się, spowiadać, wypłakiwać w rękaw kolegom, wobec których prowadził pewne konieczne czynności. On odpowiada za swoje czyny przed historią i przed samym sobą. Przed samym sobą jako człowiekiem wyrosłym w tej konkretnej rzeczywistości historycznej, podlegającym uwarunkowaniom tamtych czasów. Nikt nie ma dziś zatem prawa ingerować w sposób pojmowania dobra socjalistycznej ojczyzny przez współpracowników i oficerów SB. Dopuścmy do siebie myśl, że ci, których tak chętnie dziś zwie się konfidentami, wypełniali po prostu w swoim rozumieniu obywatelską powinność, wspierali władze swojego państwa w realizacji słusznej ich zdaniem idei.
Niedopuszczalne wydaje się w demokratycznej Polsce piętnowanie za wierność idei, której nieudolna wprawdzie realizacja przyniosła jednak Polsce wymierne korzyści, pchnęła Polskę na drogę rozwoju i postępującej demokratyzacji państwa. Ograniczenia wynikające z natury systemu nie mogą przekreślać całościowej, korzystnej oceny jego funkcjonowania, a jednostki które ze szczególną gorliwością zaangażowały się w budownictwo socjalizmu - a co za tym idzie - wolnej Polski, zasługują dziś na szczególny szacunek, nie na kubły pomyj."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz