PiS zapowiada ostateczne oczyszczenia kraju z symboli panowania komuchów.
No pięknie.
Tylko po co się rozdrabniać? Jakieś poszczególne ulice, tablice, popiersia czy nazwy szkół?
Zawsze coś można przeoczyć.
Wypadałoby "patyk" wyburzyć, MDM, KDM i furę innych budowli, Sejmu nie wyłączając, gdyż spora jego część powstała w latach stalinowskiego apogeum (w tym ostatnim przypadku najlepiej przy użyciu sporej ilości materiału wybuchowegi i razem z zawartością). Zresztą burzenie by było dosyć rozległe, bo i Nowa Huta, ba nawet Warszawa nie powinna się ostać - jedno z kluczowych haseł wyjątkowo brzydkiego okresu brzmiało: Cały naród buduje swoją Stolicę (Wrocław zresztą pomagał jak mógł - wyburzono nawet całkiem sporo zupełnie porządnych budynków na cegłę tak bardzo potrzebną TAM). A "Tysiąc szkół na tysiąclecie"? Czy nie był to element indoktrynacji i zakłamywania?
A generalnie, to czy nie warto pójść na całość z tym czyszczeniem? Wynająć jakieś Sołowki (albo coś innego w tym guście) i wyeksportować tam wszystkich zakażonych. Może nie wszystkich z ustawy lustracyjnej, bo ktoś jednak musi robić, ale tak urodzonych przed 1967 r.
I tak mam poważne obawy, czy to się może udać. Wszak komunizm to władza rad plus elektryfikacja. Czyli, że ta elektryka jednak podejrzana. Co się zresztą sprawdza, sądząc po stosunku miłościwie nam panujących do jednego z ex-prezydentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz